Czyli ściany tekstu i relatywnie rudymentarna oprawa graficzna... Czyli ostatni kontakt z hobby statkującego się mężczyzny.


środa, 13 kwietnia 2016

System jak wafle ryżowe...

W ostatni poniedziałek zakończyliśmy ciągnącą się dziesięć sesji kampanię w systemie Pokemon Tabletop United. Choć może "kampania" to za dużo powiedziane... To był raczej pojedynczy, prosty scenariusz, który rozciągnął się w czasie ze względu na specyfikę mechaniki. Wydaje mi się jednak, że po tak wnikliwym "testowaniu" tej gry, mogę podzielić się kilkoma spostrzeżeniami.
 
W chwili pisania tej notki najnowszą edycją systemu jest Pokemon Tabletop United v.1.05 choć wielkimi krokami (podobno) zbliża się wersja 1.06. Zmiany dotyczą balansu niektórych statusów i zdolności specjalnych, ale są na tyle kosmetyczne, że moja recenzja jeszcze długo pozostanie aktualna.
   
Gra jest projektem fanowskim i ciągle się rozwija. Pracuje nad nią grupka podpisujących się pseudonimami zapaleńców związanych z internetową społecznością 4chana (a w zasadzie odłamem tej społeczności zajmującym się grami "stołowymi" pod nazwą 1d4chan). Mając na uwadze profanowską politykę Nintendo i głęboko zakorzeniony w mentalności prawników Japońskiego giganta szacunek dla zasad "fair use" - anonimowość zdaje się być dobrym pomysłem.
 
Wydaje mi się, że seria gier na konsole przenośne "Pokemon" wraz z serialem animowanym, mangą, karciankami i niezwykle rozbudowanym uniwersum jest marką na tyle rozpoznawalną, że nie muszę tłumaczyć założeń tego fantastycznego świata. Gdyby jednak ktoś nie miał okazji zetknąć się choćby z puszczaną ongiś w polskiej telewizji kreskówką - przybliżę główne założenia przytaczając wykład legendarnego Profesora Oak'a z intra gier na GameBoy'a:
   
Witaj w świecie Pokémon! Nazywam się Oak! Ludzie nazywają mnie Profesorem Pokémon! Ten świat zamieszkują stworzenia zwane Pokémonami! Dla niektórych, są one pupilami, inni trenują je do walk. Osobiście... zawodowo zajmuję się ich badaniem. [...] Właśnie rozpoczyna się twoja własna przygoda Pokémon! Świat marzeń i przygód czeka! W drogę!
   
Machanika jest skomplikowana i posiada bardzo wysoki "próg wejścia". Postaci charakteryzują poziomy doświadczenia i klasy postaci, choć nie do końca w klasycznym rozumieniu tych terminów. Każda "klasa" jest w rzeczywistości zdolnością specjalną (feat), która daje dostęp do kolejnych, powiązanych tematycznie w coś w stylu drzewek zdolności. Dodatkowo mamy listę umiejętności i podstawowe cechy postaci. W tym miejscu warto zauważyć, że bohaterowie graczy opisani są przez taki sam zestaw umiejętności i cech jak pokemony, co pozwala na interakcję między tymi dwoma grupami. Ten szczegół odróżnia PTU od PTA (Pokemon Tabletop Adventures) - systemu przy którym pierwotnie pracował zespół autorski nim doszło do różnic wizji artystycznej.
 
System wykorzystuje wszystkie standardowe kości do RPG, przy czym większość z nich w rzutach na obrażenia. Testy umiejętności wykonuje się tyloma kośćmi sześciościennymi, ile wynosi poziom danej umiejętności starając się zrównać lub przebić poziom trudności. W czasie wali rzuca się k20 próbując przebić poziom trudności danego ataku, zmodyfikowany poprzez uniki przeciwnika (evasion). Dodatkowo, niektóre ataki przewidują specjalne efekty przy odpowiednio wysokim rzucie.
   
Ataków jest sporo i ich opisy stanowią większą część objętości podręcznika (obok opisów specjalnych cech pokemonów - ability). Od razu pojawia się skojarzenie z podręcznikiem do trzeciej edycji Dungeons and Dragons. Możnaby powiedzieć, że jest to gra o czarodziejach przywołujących innych czarodziejów, gdzie każdy z nich ma własną listę czarów...
 
Jak na fanowski projekt opracowanie wygląda bardzo profesjonalnie zarówno pod względem wizualnym jak i układu oraz ogólnej przejrzystości. Zasady zorganizowane są w dwa podstawowe pliki PDF - zasady podstawowe (Core Rulebook) i bestiariusz (Pokedex). Dodatkowo w paczce dostajemy także suchy wyciąg z opisów szczegółowych ataków (Indices & Reference), zestawienie tabel, trzy rozszerzenia (dodatki pozwalające grać w klimatach SF, fantasy oraz kampanii obracającej się wokół motywu legendarnych pokemonów), kartę postaci i kartę pokemona. W sumie 1748 ston (sic!).
   
Na kartach podręcznika gra obiecuje wolność rozgrywki i pełną swobodę eksplorowania świada Pokemon. Podkreśla, że to od Mistrza Gry zależy fabuła kampanii - może to być gra o robiących karierę w szeregach złoczyńców kryminalnej organizacji bohaterach, może to być intryga detektywistyczna, może to być wyprawa w kosmos, może to być opowieść o piratach lub może (ale nie musi) to być standardowa historia młodych trenerów i ich Podróży Pokemon, w czasie której kompletują Pokedex i zbierają kolejne odznaki pokonując liderów stadionów danego regionu... W każdym razie RPG ma być odrębnym osadzonym w tym świecie medium, a nie "odtwarzaniem gry na GameBoy'a przy stole". W rzeczywistości, po którejś z kolei sesji jedna z moich graczek zauważyła, że ta obietnica nie jest spełniona. Miało być inaczej - tymczasem mechanika określająca za co pokemony dostają punkty doświadczenia (rzecz jasna za walkę z innymi pokemonami) - sprawia, że rozgrywka momentami niewiele odbiega od monotonnego łażenia w wysokiej trawie celem spotkania dzikich pokemonów i uprawiania mozolnego "grindu" tak dobrze znanego z konsolowego pierwowzoru.
   
Osobiście po kilku sesjach zauważyłem pewną właściwość. Ataków, istotnie, jest dużo, ale nie ma to istotnego wpływu na rozgrywkę. Do każdego ataku przypisany jest poziom DB (Damage Base), który po sprawdzeniu w odpowiedniej tabeli daje informację jakimi kośćmi rzucamy na obrażenia (można też zastosować obrażenia stałe). Pewna ograniczona ilość tych poziomów, oraz fakt, że ataki są zbalansowane i na pewnych poziomach - niezależnie od użytego ataku - zawsze wyrzucisz pewien "rząd wartości" mieszczący się w widełkach tolerancji, sprawiają że ma się wrażenie, że wybór taktyki jest wyborem pozornym i nie mającym wpływu na rozgrywkę. Dla przykładu - na początkowych poziomach nie odczuwa się różnicy między Scratch, Tackle, Struggle, czy Quick Attack - wymienione ruchy różnią się między sobą detalami, ale wartości obrażeń jakie się nimi zada są porównywalne. Duże znaczenie ma w tym momencie także optymalizacja postaci i umiejętność "dopakowania" zdolności bojowej swojego pokemona, ale stając na przeciw innego trenera wciąż obracamy się w pewnym zakresie potencjalnych obrażeń. W efekcie poczułem, że system ten jest jak wafle ryżowe - objętość znaczna, ale wartość odżywcza znikoma...
   
Przygotowując się do poprowadzenia tej kampanii przesłuchiwałem nagrania z sesji na YouTube. Zauważyłem pewną zależność. Po k6+3 sesjach kampanie te miały zastanawiającą tendencję do rozpadania się. W jednym przypadku weszła kolejna wersja zasad i graczom zabrakło determinacji by się "przesiąść", w innym Mistrz Gry dostał pracę angażującą jego czas w stopniu nie pozwalającym na czasochłonne przygotowywanie sesji PTU, w jeszcze innym kampania urwała się w połowie, bo MG zrezygnował. Winą za taki stan rzeczy obarczyłem "klątwę PTU" po czym zaplanowałem 4-5 sesyjną przygodę. Założenie było proste - jeśli zamknę historię zanim "klątwa uderzy" to uda mi się z powodzeniem poprowadzić pewną opowieść i oszukać los. Planowałem dłuższą kampanię składającą się z oddzielonych przerwami na "zregenerowanie sił" kilkusesyjnych zamkniętych epizodów. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że głupie losowe spotkanie z kilkoma dzikimi pokemonami może zająć minimum czterdzieści minut czasu gry (a jest konieczne, bo przecież drużyna musi awansować swoje pokemony) i w efekcie "prosty scenariusz z kilkoma encounterami" zajął dziesięć sesji. W tym czasie moje podejście do systemu ewoluowało - od początkowego entuzjazmu i zapału, poprzez poczucie zawodu i rozczarowania do rezygnacji i zniechęcenia. Kampanię domknąłem w zasadzie jedynie z poczucia obowiązku.
   
Czy poleciłbym PTU? Tylko zagorzałym fanom Pokemonów. Podejrzewam, że niemało zabawy wyciągną z tej gry także gracze lubujący się w skomplikowanych "buildach" i optymalizacji postaci, bo opcji jest naprawdę wiele. Zwłaszcza biorąc pod uwagę wzajemne wzmocnienia i synergie pomiędzy zdolnościami pokemona a trenera. Dla przykładu - drużynowy kucharz mógł produkować jedzenie dające pokemonom bonusy, a jednym z jego pokemonów był Trubbish, który posiadał atak "Recycle" pozwalający na powtórne wykorzystanie bonusu z wcześniej zjedzonego przysmaku (odbiło się i teraz zamiast +1 ma +2 do obrony do końca tej walki). I to właśnie w mnogości tych opcji się gubiłem. Tworzyłem zaawansowanych przeciwników, którzy potem nie stanowili żadnego wyzwania dla graczy. Ostateczny Boss miał zdolność "Echoes of the Future" pozwalający na powtórzenie rzutu. W czasie finałowej walki dwukrotnie chybił limitowanym, potężnym atakiem, a ja zapomniałem wykorzystać zdolności, którą dałem mu właśnie na taką okoliczność...
 
Mimo, że ogólny przekaz tej notki jest mocno krytyczny, chciałbym zaznaczyć, że PTU jest systemem bardzo ciekawym. Włożono gigantyczne nakłady pracy by w miarę wiernie oddać mechanikę interakcji pomiędzy trenerami a pokemonami. Gra pozwala stanąć ramię w ramię ze swoim Machopem i okładać pięściami dzikie Nidorany. Gra bierze pod uwagę przewagę pewnych typów nad innymi. Gra w mnogości klas i zdolności pozwala wcielić się w dowolnego bohatera świata... Niech to, że ja osobiście nie potrafiłem się odnaleźć w tak złożonym systemie z mnogością zasad i wyjątków, co budziło moją frustrację i odbierało radość z gry, nie zniechęca nikogo do sięgnięcia po PTU i być może spróbowania rozegrania kilku spotkań...


.